Piszę * I write

„Mój Wyraj. Początek”

Nagie wzgórza przedwiośnia,
blade i chłodne rosą,
gdy tylko słońce wstanie
lśnią kroplami błękitu.

Eter lodem wypełnia
drżące ptaków gardełka,
wiatr zdmuchnął kosmyk nocy
z ramion zaspanej ziemi.

Dąb zmierzwił swą koronę,
strząsa okruchy zimy,
przystraja Gaja stopy
w trawy wyblakłe, złote.

Kruk krąży nad doliną,
życia tkając mandalę
na płaszczu przebudzenia,
na kapeluszu nieba.


„My Iriy. The Beginning”

Naked hills of early spring,
pale and chill of dew,
only when the Sun rises
they gleam with drops of blue.

Ether is filling – with ice -
trembling throats of birds,
the wind blew a strand of the night
from shoulders of the sleepy Earth.

The oak has tousled its crown,
it’s shaking the winter’s crumbs off,
Gaya is dressing up Her feet
in grasses that are faded and gold.

The raven’s circling above the valley,
weaving the mandala of life,
on the coat of Awakening,
on the hat of the Sky.
-----------------



„Harmonia wzburzona”

W zimowy trawnik wtargnął z rana
pan, co odkurzał zwiędłe liście.
Ptaki gdzieś pierzchły... To przez pana,
co kroczył dziarsko, zamaszyście.

Buczał i huczał, machał rurą,
kręcił się w koło jak jakiś bąk,
swoją nachalną uwerturą
przeszył do głębi najmniejszy pąk.

Modraszkę z ławki obok zwiało
(mignął błękitny czepek w dali)
i stadko wróbli nie ćwierkało,
przestała sroka kawkę ganić.

Kiedy z kałuży piła wrona,
co w szarej była kamizelce,
ostrzegł ją smutny głos gawrona,
którego hałas wzburzył wielce.

Kowalik zamilkł na leszczynie,
co sople seledynu zwiesza,
kwiczoł też ucichł w jarzębinie
i kosów trele już nie cieszą.

Przez tego, co nad liśćmi dyszał
straciło ranny koncert miasto,
klekotu szpaków nikt nie słyszał
i zawodzenie sójek zgasło.

Z nut ptasich bukiet prysnął nagle,
pękła symfonia w jednej chwili
i słowik zwinął pieśni żagle,
w robinii pełzacz nie zakwilił...
(2011 r.)

„The Choppy Harmony”

Burst in the winter lawn in the morn
a gent hoovering the wilted leaves.
Birds got dispersed… It’s his fault, the lord
who walked spryly and sweepingly, deep.

Buzzing and roaring he waved the pipe,
spinning in circles like a small top,
with his overture full of demand
he pierced to the core the smallest bud.

Got blown off a near bench a blue tit
(and flashed in the distance a blue cap)
a flock of sparrows gave no tweet lilt,
a magpie carping a jackdaw’s stopped.

When a crow had drunk puddle water,
the one wearing a grayish waistcoat,
the sad voice of a rook did warn her,
the one whom the noise has chopped a lot.

A nuthatch got silent in hazels
that hang icicles of celadon,
got quiet in rowans a fieldfare,
blackbirds trills please us not anymore.

Because of him who panted on leaves
morning concerts’ve been missed by the town,
clattering starlings no-one could hear
and the wailing of jays has gone out.

Suddenly, the birds notes bunch broke down,
in one moment cracked the sinfonia,
a nightingale has rolled sails of songs,
no treecreeper’s mewl in robinia…
-----------------

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz